Metal Gear Rising: Revergeance (2013)
Długo się zabierałem za spin off jednej z najlepszych serii w jakie grałem czyli MGS. Tu zaznaczę że jestem fanem części 1-3 gdyż czwóreczka mi "nie siadła".
Całe przejście gry możecie zobaczyć poniżej, zajęło mi ono około 10-11 godzin na normalnym poziomie trudności (okrojone do 8h). Zacznę jednak od tego co mi się nie spodobało w grze spłodzonej z romansu Platinum Games oraz Kojima Productions. Bieda! Tak można opisać zarazem otoczenie i jak pole działania, które jest niestety bardzo okrojone. Jest najzwyklej w świecie pustawo. Gdy pierwszy plan robi duże wrażenie z naszym herosem na czele, tak im dalej w las tym ciemniej. |
|
W związku z tym mamy ograniczone możliwości eksploracji i nie ma tu większego wyboru ścieżki do celu. Ok jest. Możecie pójść środkiem mapy albo po jej obrzeżach starając się skradać. Wszystko byłoby fajnie tylko że skradanie również nie jest pozbawione wad. Twórcy chcieli dać nam wybór stylu gry jednak skradanie w tak dynamicznej grze pasuje tutaj jak świni siodło. Ale nawet jeśli chcielibyście się poczuć jak Rikimaru z Tenchu, lub jeśli mamy tutaj młodszą widownię - Sekiro, to możemy spróbować swoich sił. Cicha eliminacja przeciwników daje satysfakcję ale skopany zasięg sprawia że nieraz ustawimy się na wspaniałej pozycji za strażnikiem i nie pojawia się ikonka finiszera, psując cały nasz wysiłek włożony w wypracowanie tej sytuacji. A to z kolei prowadzi do walki z... kamerą! Bo czasami wydaje się że to właśnie kamera jest największym bossem, która nie radzi sobie z tym co wyprawiamy. Dlatego zapobiegawczo warto jest zarzucić Ninja Run i biegać w kółko szlachtując wszystko co w pobliżu.
Same walki z bossami, tymi prawdziwymi, potrafią być frustrujące jeżeli nie opanowaliśmy zawczasu sterowania. I tu trochę się zdziwiłem że dopiero podczas gry właściwej odblokowujemy kolejne etapy tutorialu objaśniającego mechanikę gry. Na co przyda mi się trening ze skradania, który odblokuje w połowie gry... skradając się? Na początku mamy dostęp do bodajże 3-ech rodzajów treningu, ale ten zamysł twórców mnie zdziwił. Zirytowało mnie to dlatego bo łatwo przeoczyć tutaj znacznie bloku. Umiejętne posługiwanie się blokiem daje nam +30 do fajności bo czyż nie jest fajnie negować innych? Blokowanie to jeden z podstawowych manewrów, który polecam opanować we wczesnej fazie gry bo nie jesteśmy w stanie od wszystkiego uciec, a manewr ten pozwoli wam kontrolować przebieg walki w większym stopniu. Uważam że powinno to być nam umożliwione właśnie w tych misjach treningowych w większym stopniu.
Zatem co zagrało w Revengeance?
Ano zagrała muzyka! I to taka że czujesz się na fali i jesteś nie do powstrzymania. To w połączeniu z dynamiką starć daje nam niezły koktajl. Wszelkie postacie ma pierwszym planie prezentują nie tip-top! Miecze, pancerze, błyszczą niczym jajka na Wielkanoc. Snopy iskier przy uderzeniach, a także przerywniki filmowe które ogląda się zapartym tchem. Nie są tak przegadane jak np. w MGS4 i ogląda się je jak dobry film akcji. Postać Raidena została świetnie przedstawiona i nie może się nie spodobać. Mściwy, pewny siebie i walczący do końca za swoje ideały cyborg z miejsca zyskuje naszą sympatię i stringi naszych sąsiadek. Czuć tutaj power kryjący się za tą grubą warstwą metalu. Nawet kiedy obrywamy impet uderzeń jakie jesteśmy w stanie przyjąć na klatę robi wrażenie. Robocop się chowa zawstydzony.
Bossowie z którymi zmierzy się nasz lśniący rycerz również trzymają fason. Czuć tu rękę Kojimbo gdy nasi oponenci swoimi ambicjami i planami przypominają mi moje misje espionażowe, gdy podbierałem czekoladę z szuflady mamy i po dokonaniu czynu zabronionego prostowałem opakowanie aby czekolada wyglądała na nienaruszoną. Mówiąc o samym Kojimie i MGS można chyba rzec że jest to MGS na sterydach bez Węża. Chyba pora zrobić sobie przerwę bo zaczynam mówić zbyt figuratywnie.
To co mi się również spodobało to ulepszanie naszego ekwipunku oraz kupowanie dodatkowych elementów za walutę zdobytą podczas gry. Mowa to także o nowych ciosach ażebyśmy nie zasnęli wykonując te same akrobacje przez 11 godzin.
Na koniec dwie bardziej praktyczne rzeczy. Pierwsza to już wcześniej wspomniany ratujący nasze dupsko blok. Druga zaś to system automatycznego leczenia gdy nasze HP spadnie do zera. Oczywiście jeśli mamy ze sobą "apteczkę", których w grze możemy mieć przy sobie maksymalnie pięć.
Same walki z bossami, tymi prawdziwymi, potrafią być frustrujące jeżeli nie opanowaliśmy zawczasu sterowania. I tu trochę się zdziwiłem że dopiero podczas gry właściwej odblokowujemy kolejne etapy tutorialu objaśniającego mechanikę gry. Na co przyda mi się trening ze skradania, który odblokuje w połowie gry... skradając się? Na początku mamy dostęp do bodajże 3-ech rodzajów treningu, ale ten zamysł twórców mnie zdziwił. Zirytowało mnie to dlatego bo łatwo przeoczyć tutaj znacznie bloku. Umiejętne posługiwanie się blokiem daje nam +30 do fajności bo czyż nie jest fajnie negować innych? Blokowanie to jeden z podstawowych manewrów, który polecam opanować we wczesnej fazie gry bo nie jesteśmy w stanie od wszystkiego uciec, a manewr ten pozwoli wam kontrolować przebieg walki w większym stopniu. Uważam że powinno to być nam umożliwione właśnie w tych misjach treningowych w większym stopniu.
Zatem co zagrało w Revengeance?
Ano zagrała muzyka! I to taka że czujesz się na fali i jesteś nie do powstrzymania. To w połączeniu z dynamiką starć daje nam niezły koktajl. Wszelkie postacie ma pierwszym planie prezentują nie tip-top! Miecze, pancerze, błyszczą niczym jajka na Wielkanoc. Snopy iskier przy uderzeniach, a także przerywniki filmowe które ogląda się zapartym tchem. Nie są tak przegadane jak np. w MGS4 i ogląda się je jak dobry film akcji. Postać Raidena została świetnie przedstawiona i nie może się nie spodobać. Mściwy, pewny siebie i walczący do końca za swoje ideały cyborg z miejsca zyskuje naszą sympatię i stringi naszych sąsiadek. Czuć tutaj power kryjący się za tą grubą warstwą metalu. Nawet kiedy obrywamy impet uderzeń jakie jesteśmy w stanie przyjąć na klatę robi wrażenie. Robocop się chowa zawstydzony.
Bossowie z którymi zmierzy się nasz lśniący rycerz również trzymają fason. Czuć tu rękę Kojimbo gdy nasi oponenci swoimi ambicjami i planami przypominają mi moje misje espionażowe, gdy podbierałem czekoladę z szuflady mamy i po dokonaniu czynu zabronionego prostowałem opakowanie aby czekolada wyglądała na nienaruszoną. Mówiąc o samym Kojimie i MGS można chyba rzec że jest to MGS na sterydach bez Węża. Chyba pora zrobić sobie przerwę bo zaczynam mówić zbyt figuratywnie.
To co mi się również spodobało to ulepszanie naszego ekwipunku oraz kupowanie dodatkowych elementów za walutę zdobytą podczas gry. Mowa to także o nowych ciosach ażebyśmy nie zasnęli wykonując te same akrobacje przez 11 godzin.
Na koniec dwie bardziej praktyczne rzeczy. Pierwsza to już wcześniej wspomniany ratujący nasze dupsko blok. Druga zaś to system automatycznego leczenia gdy nasze HP spadnie do zera. Oczywiście jeśli mamy ze sobą "apteczkę", których w grze możemy mieć przy sobie maksymalnie pięć.